Lightyear Frontier to całkiem ciekawa propozycja dla miłośników gier, w których zajmujemy się uprawą farmy. Na tle podobnych tytułów wyróżnia się przede wszystkim głównym środkiem transportu – kojarzycie inną produkcję, w której zbiory dokonuje się z poziomu mecha?
Lightyear Frontier ma mnóstwo uroku, ale mało możliwości
Najbardziej zaskoczyło mnie to, jak spokojną grą jest Lightyear Frontier. Mech aż prosi się o wykorzystanie w dynamicznych potyczkach, których tu całkowicie zabrakło, co nie koniecznie musi być wadą. Z jego pomocą zetniemy pobliskie drzewa, rozbijemy kamienie i pobliskie rudy, a nawet oczyścimy świat z toksycznej mazi. Zdecydowanie nie jest to propozycja dla każdego, bo powyższe czynności szybko stają się powtarzalne i nie stanowią żadnego wyzwania. To nie jest survival, w którym musimy pilnować poziomu głodu i pragnienia, a nasze największe zagrożenie to wejście do wody, które kończy się automatycznym cofnięciem na brzeg.
Możecie powiedzieć, że gry „farmienne” nigdy nie cechowały się dynamiczną akcją i oczywiście macie rację, ale w Lightyear Frontier brakuje jednego niezwykle charakterystycznego elementu dla gatunku, znacząco urozmaicającego rozgrywkę. W produkcji nie znajdziemy postaci postaci niezależnych, z którymi możemy wchodzić w interakcje i budować relacje. Na swojej drodze napotkamy jedynie kupca, u którego dokonamy wymiany towarów. No i zapomniałbym o naszym towarzyszu robocie PIP-3R, któremu początkowo „gęba się nie zamykała”, ale na szczęście bardzo szybko otrzymaliśmy łatkę, w której doszła możliwość wyciszenia go.
Warto zaznaczyć, że Lightyear Frontier w obecnej formie jest bardzo dopracowany pod względem mechanizmów i optymalizacji, ale to wciąż wczesny dostęp. Na start dostaliśmy tylko większy fragment mapy oraz podstawowe zadania, a wraz z rozwojem gry całość może nabrać dużego rozpędu, zwłaszcza, że już teraz produkcja może pochwalić się całkiem niezłą popularnością i pozytywnymi opiniami graczy. Twórcy zaznaczyli, że w przyszłości planują dodać postacie niezależne, co może znacząco odmienić ten tytuł.
Samo budowanie, eksploracja i zbieranie zasobów jest całkiem przyjemne i oferuje spore możliwości, a wraz z postępami rozgrywki możemy znacząco ulepszyć swoje zdolności i ekwipunek, co motywuje do dalszej zabawy. Na ten moment brakuje po prostu jakiś przerywników, które odrywałyby od dość monotonnych zadań. Jeśli macie w swoim towarzystwie trzy osoby, które razem z wami chciałyby przemierzać tę krainę to na pewno wasza rozgrywka w trybie internetowej kooperacji na tym zyska.
Lightyear Frontier jest bardzo kolorowy, urokliwy, ma sporo poukrywanych ciekawostek. Na drodze spotkamy liczne jaskinie z bardziej unikalnymi nagrodami, a w powietrzu unosi się całkiem ciekawa aura tajemniczości. Z mecha w dowolnym momencie można wyjść i eksplorować świat na piechotę (do niektórych miejsc się nawet z nim nie zmieścimy), ale wszystkie zdobyte materiały trzeba od razu do niego dostarczyć, co w dużym stopniu ogranicza swobodę rozgrywki. Sam motyw oczyszczania ziemi z zanieczyszczeń jest dość oklepany, ale wzbogacono go choćby o możliwość dokarmiania zwierząt czy sadzenia wyciętych wcześniej drzew.
Podsumowując
Gra mnie nie zachwyciła, ale nie mogę powiedzieć, że czas, który na nią poświęciłem był zmarnowany. Po kilku godzinach dobiła mnie nieco monotonia, jednak będę obserwował kierunek rozwoju, na jaki zdecydują się twórcy. Potencjał jest naprawdę spory, zwłaszcza, że same podstawy zabawy są tu bardzo dopracowane nawet na tym etapie. Jeśli lubicie tak spokojną rozgrywkę to jest spora szansa, że będziecie się tu naprawdę dobrze bawić. Lightyear Frontier jest dostępny w polskiej wersji językowej (napisy) na Steam oraz na konsolach Xbox, również w abonamencie Xbox Game Pass.