Seria Broken Sword zapisała się na kartach historii jako jedna z najlepszych przygodówek point and click. Przed premierą szóstej części o podtytule Parzival’s Stone, twórcy ponownie odświeżyli oryginał i dostosowali go do dzisiejszych standardów, co może być ciekawą okazją dla osób, które go ominęły oraz dla fanów jako nostalgiczny powrót do przeszłości. Co zmieniło się w Shadow of the Templars: Reforged?
Co nowego w Shadow of the Templars: Reforged?
Pierwszy Broken Sword pojawił się na rynku w 1996 roku i od razu zdobył serca wielu miłośników przygodówek dzięki swojej wciągającej fabule, przemyślanym zagadkom oraz wyjątkowej oprawie graficznej. W 2009 roku gra powróciła w wersji Director’s Cut, wprowadzając pewne usprawnienia i dodatkową zawartość, jednak Reforged idzie o krok dalej, zwłaszcza w kwestiach wizualnych.
Już na samym początku rozgrywki czuć różnicę – wszystkie tła zostały narysowane od podstaw, zachowując przy tym charakterystyczny klimat, a jednocześnie dostosowując się do współczesnych standardów. Nowoczesna oprawa nie jest zwykłym „podrasowaniem” oryginału, ale raczej pełnym odświeżeniem, co sprawia, że każda scena wygląda naprawdę świeżo. Szczególnie zachwyca możliwość porównania obu wersji za pomocą jednego przycisku – wciśnięcie klawisza TAB (lub R3 na padzie) przenosi nas w mgnieniu oka do pierwotnej wersji gry z 1996 roku, co pozwala na natychmiastową ocenę, jak wiele pracy włożono w ten remaster. Trochę kontrowersji wzbudził fakt, że twórcy przyznali się do skorzystania w pewnym stopniu z narzędzi AI, ale z tego co widziałem nie da się umniejszyć tu ludzkiej pracy. To nie jest proste przeskalowanie grafik, a ponowne narysowanie praktycznie całej gry.
Mimo nowoczesnych zmian, udało się zachować esencję oryginału – od tętniących życiem uliczek Paryża po atmosferę pełną intrygi i zagadek. Każda lokacja zyskała nowy, bardziej szczegółowy styl, ale rdzeń pozostał nienaruszony. Wciąż czuć tajemniczość i urok tego miasta, a nowe modele postaci oraz poprawione animacje sprawiają, że dialogi stały się nieco bardziej płynne i naturalne.
Cieszy mnie, że twórcy postarali się, by mimo nowoczesnej oprawy graficznej, duch oryginału pozostał nienaruszony. Zaskoczyła mnie liczba detali, które dodano do postaci – George i Nico zyskali sporo nowych animacji, co pozytywnie wpływa na odbiór całej historii.
Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged prezentuje się pięknie na dużych ekranach, bo został przygotowany z myślą o rozdzielczości 4K. Intefejs jest w pełni czytelny, podobnie jak napisy, więc bezproblemowo można bawić się tu na telewizorze. Produkcja obsługuje również gamepada, choć jak nietrudno się domyślić sterowanie kursorem z pomocą analoga nie jest specjalnie przyjemne, ale też mocno nie przeszkadza. Większą część historii rozgrywałem na Steam Decku, gdzie po prostu pod touchpadami przypisałem ruch zwykłej myszy i właśnie tak grało mi się najprzyjemniej.
W celu dostosowania gry do dzisiejszych standardów pojawił się też system podpowiedzi. W Shadow of the Templars: Reforged znajdziemy klika poziomów trudności i możemy dobrać pod siebie kilka ustawień. Dodatkowo jeśli wyjątkowo zabłądzimy to jest tu możliwość włączenia niemal solucji, która krok po kroku opowiada co zrobić dalej – najpierw sugerując gdzie powinniśmy się wrócić, by ostatecznie podać całe rozwiązanie. Akurat te zmiany są zupełnie opcjonalne i cieszę się, że mniej doświadczeni gracze łatwiej dzięki nim się tu odnajdą. Broken Sword to przygodówka z krwi i kości, gdzie naprawdę można zabłądzić lub ominąć ważny przedmiot wymagany do popchania fabuły dalej.
Odświeżenie trochę na pół gwizdka?
Niestety – tu kończą się zalety nowego wydania. Z ładną oprawą graficzną dość mocno kontrastuje bardzo słabe audio. W grze znajdziemy dialogi nagrane w 1996 roku, które mają może nałożoną minimalną obróbkę, ale brzmią po prostu kiepsko. Nie mówię o samej grze aktorskiej, bo ta ciągle robi robotę i ogólnie zmiana ról mogłaby wyjść produkcji nawet na gorsze. Po prostu niska jakość ścieżek dialogowych psuje nieco odbiór.
Zdziwił mnie również brak nie tak krótkiego prologu z bohaterką Nico, który pojawił się w wersji Director’s Cut. Może nie był wybitny, ale przyjemnie podkreślał charakter tej postaci i był miłym wprowadzeniem do rozgrywki. Dodatkowo trafiłem też na kilka drobnych błędów, gdzie postać zlewała się z tłem, więc jest szansa, że zostało to naprawione.
Podsumowując
Ostatecznie żadna z powyższych wad nie wpływa znacząco na samą rozgrywkę, która mimo modernizacji pozostała taką, jaką pokochali gracze. Zdziwiłem się sam sobie, gdy włączając grę dosłownie „na chwilę” przepadłem na trzy godziny i to pomimo faktu, że nadal pamiętam cały zarys fabuły. To ciągle świetna gra, pełna inteligentnego humoru, ciekawych zagadek i dziwacznych zwrotów akcji. Czy jednak warto kupić ją w cenie prawie 140 złotych? Moim zdaniem to gruba przesada, ale jeśli jesteście fanami to nie powinniście być Broken Sword – Shadow of the Templars: Reforged rozczarowani. Mam nadzieję, że koledzy z MKwadrat Podcast spróbują zrobić coś z polską ceną, bo drożej jest tylko w Szwajcarii, a ich akcja #PolishOurPrices zdziała już nie jeden cud.