Mogłoby się wydawać, że gry survivalowe pokazały już wszystko. Gatunek od lat cieszy się ogromnym zainteresowaniem, a ostatnie tytuły takie jak Palworld czy Enshrouded osiągnęły wyniki, które nie śniły się większości wydawcom wysokobudżetowych produkcji. Pacific Drive podążą jednak inną drogą, ubierając lubiane mechaniki przetrwania w trudnych warunkach i tworzenia przedmiotów w zupełnie nowe szaty. Tu głównym bohaterem jest zardzewiałe kombi, a największym zagrożeniem liczne i nieprzewidywalne anomalie.
Surrealistyczny klimat
To co od samego początku przyciągnęło moją uwagę to niesamowicie wykreowany klimat. Akcja gry toczy się w 1998 roku w Olympic Exclusion Zone w Północno-Zachodnim Pacyfiku, a naszym głównym zadaniem jest ucieczka z pętli surrealistycznego świata. Fabuła nie gra tu pierwszych skrzypiec, ale twórcom udało się stworzyć bardzo interesującą historię, którą poznajemy podczas rozmów przez radio, w znalezionych notatkach czy audiologach. Mnóstwo tu przeróżnych smaczków, paranormalnych teorii, niejasnych sytuacji, których nie powstydziłby się David Lynch. Najkrócej mówiąc: Pacific Drive jest wprost przesiąknięte klimatem.
Jaką grą jest Pacific Drive?
Jak wspomniałem wcześniej, nie mamy tu do czynienia z klasycznym survivalem. Recenzowany tytuł łączy walkę o przetrwanie w trudnych warunkach, tworzenie przedmiotów i odblokowywanie coraz lepszych schematów z mechanizmami znanymi z produkcji roguelite. Niezmiennie naszymi głównymi zadaniami są powrót w całości do garażu, który służy za bazę wypadową i schronienie, a po drodze zebranie cennych materiałów i energii potrzebnej do rozbudowy naszych możliwości. Pacific Drive dodatkowo wyróżnia to, że przez większość czasu poruszamy się w samochodzie, którego opuszczamy zazwyczaj tylko zatrzymując się na chwilę przy interesujących punktach w celu ich ograbienia.
W grze mamy jasno określoną ścieżkę fabularną, która nie zawsze trzyma nas jak na smyczy i pomiędzy kolejnymi wypadami pozwala na sporą swobodę wyboru. Planowanie jest tu całkiem ważne, bo nawet jak uda nam się wrócić do bazy to dodatkowo musimy zadbać o naprawę naszego kombiaka, aby mieć szanse przetrwać następnym razem. Etapy zawsze są generowane losowo i nigdy do końca nie wiadomo czego możemy się po nich spodziewać. Odblokowując umiejętności jesteśmy w stanie częściowo ocenić co nas czeka, ale nigdy nie mamy pełnej gwarancji zmian, które mogą tu zajść.
Uczucie podejmowania ryzyka zrealizowano naprawdę świetnie i Pacific Drive bardzo lubi prowokować do sięgania po coraz więcej. Żeby nie było za łatwo to im więcej czasu spędzamy na drodze tym sytuacja robi się bardziej niestabilna. Na trasie pojawiają się znikąd anomalie – z ziemi „wyrastają” podłużne struktury, do ataku przystępują latające urządzenia, które przypominają sondy rodem z science-fiction czy całą drogę zaczynają pokrywać elektryzujące pola zmuszające do ucieczki poboczem. Dodajmy do tego zmienne warunki pogodowe, gdzie zwykły deszcz potrafi znacząco ograniczyć widoczność i przyczepność, a mgła czy nocne wypady to już prawdziwe proszenie się o kłopoty. Model jazdy jest świetny i nie całkiem zręcznościowy, więc czasem chwila nieuwagi może zakończyć się nieciekawie. Jak już zrobi się za gorąco to trzeba szukać choć momentu wytchnienia na dokonanie podstawowych napraw. Poziom zaszczucia bije tu czasem wiele typowych survival horrorów.
Kombi nie jest demonem prędkości, a mimo to intensywność rozgrywki jest tu niesamowita. Naszym głównym „paliwem” do odblokowania kolejnych schematów jest wspomniana wcześniej niestabilna energia (występująca w kilku rodzajach), którą trzeba dostarczyć do garażu. Wiąże się to z otworzeniem specjalnego portalu, który aktywuje szereg dodatkowych anomalii. Nie pamiętam innego tytułu, który oferował podobne postapokaliptyczne uczucie jak dotarcie do celu ewakuacji w Pacific Drive – naprawdę warto zobaczyć to na własne oczy.
Oprawie audiowizualna jest dla mnie jest absolutnym majstersztykiem. I nie chodzi nawet o same technikalia, bo znajdziemy tu parę gorszych tekstur czy średnio wyglądających obiektów, ale o kwestie artystyczne. Połączenie fenomenalnych efektów graficznych, pięknej palety barw i znakomitej ścieżki dźwiękowej, robi z Pacific Drive małe dzieło sztuki i jednocześnie jest autentycznym mechanizmem, który wpływa na całą rozgrywkę.
Są i drobne problemy
Z powyższego opisu można wywnioskować, że mamy tu do czynienia z grą niemal idealną, ale niestety kilka elementów wymaga nieco przebudowy. Twórcy postarali się, aby w Pacific Drive postępy rozgrywki były bardzo odczuwalne i zachęcały do kolejnych wyjazdów, jednak mimo wszystko czasem zabawa bywa tu nieco powtarzalna. To przygoda na przynajmniej 20-25 godzin, a gatunek roguelite i ogólnie gry oparte o etapy generowane losowo cechują się wrodzoną repetytywnością zachowań, co sprawia, że nie jest to na pewno rozgrywka dla każdego. Tu naprawa auta to szereg czynności, które po pewnym czasie razie robi się po prostu już z przymusu. Szybko też poznamy na pamięć występujące w grze modele budynków, ich układ i przewidywalne zaopatrzenie. Na szczęście miejsca bardziej fabularne nadal zaprojektowane są z ogromną pieczołowitością.
Grę testowałem już po trzech łatkach, więc nie wiem jak wyglądał jej premierowy stan (tak, czytałem sporo o mniejszych i większych problemach) i na tym etapie nie spotkałem się z większymi błędami. Wymagania sprzętowe dalej dają mocno popalić, a zmniejszenie detali znacząco odbija się na kwestiach wizualnych, więc bez odpowiednio mocnej konfiguracji raczej nie zalecam do gry podchodzić. Obniżając mocno jakość cieni, mgły czy efektów pogodowych utracimy atmosferę całej produkcji.
Na RTX 4080, i7-10700k i 32 GB RAM trafiały mi się spadki klatek poniżej 60 FPS w rozdzielczości 4K ze skalowaniem DLSS w trybie zbalansowanym, co wydaje się mocno średnim wynikiem. Tytuł nie był optymalizowany pod Steam Decka, więc nawet po zejściu do minimum nie osiągniemy stabilnych 30 FPS.
Przyczepić też muszę się do nieco chaotycznego interfejsu i ogólnej otoczki związanej z craftingiem – przez pierwsze godziny miałem wrażenie, że błądzę w gąszczu opcji i nie do końca wiedziałem co ja mam tu robić (mimo wstępnego samouczka). Pacific Drive bywa nieintuicyjny i czasem przesadnie udziwniony, jednak po przyzwyczajeniu się do jego rozbudowanych mechanik można się tu naprawdę świetnie bawić.
Ta gra jest tak wymagająca jak tego chcesz
Pacific Drive daje ogrom możliwości ustalenia skomplikowania rozgrywki – w opcjach włączymy jaśniejsze noce, zredukujemy mgłę, wyłączymy deszcz czy uszkodzenia pojazdu, a nawet zdecydujemy o konsekwencjach naszej porażki. Osobiście całą grę przeszedłem na domyślnych ustawieniach, aby wyczerpać tu wszystkie możliwości, jakie są przez grę oferowane, ale to miłe, że twórcy pozwolili mocno poluzować panujące tu zasady.
Dość głośno było o nieco kontrowersyjnym systemie zapisu postępów rozgrywki. Jak do tej pory manualnie możemy to zrobić tylko w garażu, a automatyczne zapisy dokonywane są między kolejnymi odcinkami drogi, które potrafią trwać nawet 20-30 minut. Ze względu jest na charakter rozgrywki jest to raczej zrozumiałe, ale nic nie usprawiedliwia braku możliwości skorzystania z tzw. zapisu przy wyjściu z gry. Twórcy na szczęście oficjalnie potwierdzili wprowadzenie takiej opcji w kolejnej łatce.
Podsumowując
Mimo problemów, Pacific Drive to zaskakująco udana i całkiem niestandardowa gra o przetrwaniu na drodze, która aż emanuje klimatem zaszczucia i zjawisk paranormalnych. Rozgrywka, choć bywa czasem powtarzalna, jest bardzo immersyjna i wynagradzająca, a przedstawiona historia intryguje i potrafi zbudować zainteresowanie.
Plusy
- znakomity surrealistyczny klimat
- świetne efekty audiowizualne
- angażująca rozgrywka
- ciekawa historia
- wysoki poziom trudności, który można
pod siebie dostosować - bywa nieprzewidywalna
Minusy
- czasem doskwiera powtarzalność
- nie wszystko jest tu intuicyjne
- średnia optymalizacja
Pacific Drive: to jeden z najciekawszych survivali na rynku, który wyróżnia się surrealistycznym klimatem i bardzo rozbudowanymi mechanizmami rozgrywki. – Gaming Mode