Chciałoby się zaśpiewać jak Pectus więcej niż 10 lat temu:
“To był sen, piękny sen
W Barcelonie, w San Andre
Coś mi mówi: „Życie zmień!”
Tylko słońce, wino, śpiew”
Czy zaśpiewałem? Przekonacie się o tym czytając niniejszy tekst. Zapraszam do mojej recenzji gry Taxi Life: A City Driving Simulator od naszego rodzimego Simteract.
Tytuł mówi właściwie wszystko o czym ona będzie. Gra wita nas barwnym opisem miasta, po którym będziemy kursować i po wypełnieniu podstawowych informacji, jak nasze imię, nazwa firmy i wybraniu z ograniczonej puli jej logo, wrzuca nas na plac szkoleniowy. Tam uczymy się podstaw jazdy, mechanik i perspektyw kamer. I to by było na tyle, ruszamy w drogę.
Panie i panowie… spotykamy się dzisiaj w Barcelonie
Umieszczając grę na swojej liście najciekawszych polskich właśnie umiejscowienie wyróżniłem najbardziej. Barcelona została pieczołowicie przeniesiona przez twórców gry do formy cyfrowej, i to ze szczegółami. Choć trzeba zaznaczyć, że nie cała. Do dyspozycji otrzymujemy tylko i aż dzielnicę Ciutat Vella (czyli po prostu Stare Miasto) ze wszystkimi charakterystycznymi zabytkami i miejscówkami, jak Parc de la Ciutadella z katalońskim parlamentem czy Plac Kataloński. Poza tym kształty i topografia się zgadzają. Ale jak się bliżej przyjrzymy, to w każdym praktycznie mamy te same sklepy warzywne (Mercado de Verduras), burgerownie (Delicious Burger), czy kina, teatry itp. Wszystko takie generyczne.
Razem ponad 460 kilometrów dróg, a za odnajdywanie charakterystycznych punktów otrzymujemy punkty doświadczenia (o czym za chwilę). I to wszystko wygląda ładnie, modele budynków są szczegółowe i ostre, a te charakterystyczne nie do pomylenia, ale odbiór jest tutaj popsuty przez doczytujące się elementy. Tu balkoniki, tutaj wiszące pranie czy proporce, tam rolety na oknie. Było to nagminne. Niemniej, ułożenie tych klocków z takim namaszczeniem uznaję za duży plus Taxi Life: A City Driving Simulator. Ale nawet jak to Was nie wybije z immersji, to zrobią to spadki FPSów. A te zdarzają się też losowo. W jednej sesji gra działała mi w miarę płynnie, by w drugiej od początku spadać poniżej 20 klatek. To boli.
“Jesteś tym, co robisz”
Do stolicy Katalonii wjeżdżamy całkiem niezłym hatchbackiem, fikcyjnej marki Aphelion, a w toku rozgrywki będziemy mogli jeszcze wykupić siedem innych pojazdów o różnych parametrach. Droga jest przed nami otwarta, startujemy z zapasem gotówki pozwalającym nam przez długi czas po prostu eksplorować. Ale nie o tym jest gra, prawda? Klientów wybieramy sobie sami, klikając na zieloną ikonkę na mapie. I GPS wskaże nam drogę do zlecenia (choć nie zawsze dobrze). Te niby mają poziomy trudności, ale szczerze mówiąc nie odczułem różnicy między łatwym a trudnym, poza dystansem. W trasie pasażer ma swój poziom cierpliwości co do naszych poczynań, ale tak naprawdę póki nie zejdziemy z paskiem do zera jeżdżąc pod prąd, przejeżdżając ludzi, czy waląc po słupach, anulując w ten sposób zadanie to nie zauważyłem większego wpływu. Jeśli tylko dowieziemy klienta do miejsca docelowego to i tak da nam napiwek. A z drugiej strony czasami przy idealnym przejeździe nie dostajemy żadnego.
Pasażerowie mają czasem prośby o np. włączenie radia czy klimatyzacji, za to dostajemy bonusowe punkty doświadczenia. Niektórzy nas też zagadują, ale interfejs może być lekko mylący gdy gra się na klawiaturze, bo jest dostosowany pod klawiszologię z pada, np. aby odpowiedzieć na zagajenie zachęca się nas, by kliknąć przycisk “A”, a w rzeczywistości potwierdzamy to lewym przyciskiem myszy. Zaskakują też kwoty, którymi raczymy pasażerów. Za najprostszy i krótki przejazd nasz bohater potrafi kasować nawet 100 euro, kończąc mniej więcej na 700 bez napiwku za standardowego klienta. Wraz z rozrostem naszej floty dostajemy możliwość przewiezienia bardziej wymagających klientów albo większej ich liczby za większą kasę.
Osobną kategorią zleceń są tak zwane wyzwania. Obecnie są tylko dwa rodzaje: przejechać trasę jak najszybciej, lub bez łamania choćby jednego przepisu. Warto je robić, ponieważ są dość proste (szczególnie ten drugi typ), a jest tu dobry pieniądz z napiwków.
Jak na coś, co powinno być filarem rozgrywki, zlecenia wypadają łagodnie mówiąc średnio. W pewnym momencie te zlecenia robią się po prostu nudne, nie czuć progresu, nie zyskujemy np. reputacji i przez to dostępu do lepiej płatnych. Ot, losowo pojawiają się na mapie. Co więcej, już po paru razach widzimy, że w Barcelonie mieszkają klony, różniące się tylko imieniem i nazwiskiem. To wszystko psuje odbiór.
Jak jedziesz baranie!
Drugim z filarów w tego typu grze byłaby jazda i wszystko co z nią związane. Czy tu jest lepiej? Wręcz przeciwnie, niestety w ogólnym zarysie jest znacznie gorzej. Ale od ogółu do szczegółu.
Co mi się w Taxi Life: A City Driving Simulator podoba to auta, którymi możemy się poruszać i to co, mamy w środku. Do wyboru mamy 8 pojazdów, na które oczywiście musimy zarobić. Są auta małe, duże, busy, benzynowe i elektryki. Wszystko fikcyjne marki.
Jeśli zdecydujemy się na kamerę “z oczu postaci” to wszystkie funkcje będziemy mogli uruchamiać ręcznie. Jeśli wybierzemy inną perspektywę, to wyżej wymienione będziemy mogli wybrać z kółeczka i zakładek. I tak mamy manipulację światłami, szybami, klimatyzacją, dodatkowymi systemami czy radiem. Jest tego sporo i jest również pieczołowicie oddane. Problem mam tylko z radiem. Stacji i utworów jest bardzo mało i są nijakie, generyczne. Tutaj aż się prosiło o jakieś iberyjskie klimaty, albo stację z muzyką instrumentalną, coś z klasyków, czy nawet klubową. Przecież większość czasu spędzamy za kółkiem i muzyka dałaby jeszcze większy relaks, a tak mamy bryndzę.
A jak się jeździ, zapytacie? Tutaj ekspertem nie jestem, od razu się przyznam. Grałem też używając czasem klawiatury, a czasem pada. W obu przypadkach miałem poczucie, że albo jazda jest szarpana, a klawisze zbyt czułe (podstawowe auto), albo skrajnie w drugą stronę (np. Sedna). Ale tym, co rozwala całą przyjemność ze zwiedzania Barcelony jest SI wszystkiego i wszystkich dookoła.
Zacznijmy od innych uczestników ruchu. Tutaj miałem wrażenie, że nie jeżdże po wielkim europejskim mieście, a hinduskim z filmików z Youtube. Auta potrafią stanąć na zielonym, jeździć na czerwonym, zmieniać gwałtownie kierunek. Mało tego, potrafią bezpardonowo uderzyć nas w tył czy w bok podczas karnego czekania na światłach, czy wykonywania prawidłowego manewru. Miałem też takie poczucie, że wiele rzeczy robiły bardzo wolno, przez co robiły się korki albo wciskały się chamsko przed inne.
Nie lepsi są piesi. Poza tym, że są kiepsko animowani i również masowo sklonowani, to niektórzy zachowują się jak w transie, a inni jak ptaki Dodo. Potrafią przechodzić przez pasy na swoim czerwonym świetle, a na zielonym przejść połowę by stwierdzić, że trzeba zawrócić. Potrafią też stanąć przed i po prostu stać. Już o błędach typu sunący w powietrzu nie wspominając. Trochę absurdalnym rozwiązaniem dla mnie jest też sytuacja po tym, jak w pieszego wjedziemy. Po pierwsze po prostu go przenikamy, by pokazał się czarny ekran z karą -200 euro (jeśli gramy na trudnym poziomie) i tyle, jedziemy dalej. Nie ma w grze sytuacji, gdzie po zrobieniu czegoś złego musimy się zatrzymać, albo jesteśmy zatrzymywani!
A może chociaż służby porządkowe dbają o to, abyśmy przestrzegali przepisów? No, tak średnio bym powiedział. Policjanci potrafią zupełnie zignorować przejechanie na czerwonym świetle, nawet jeśli robimy to gdy stoją na sąsiednim pasie, olać, że jedziemy pod prąd gdy ich na bezczelnego mijamy i nie zwrócić uwagi na znaczne przekroczenie prędkości. Co nie znaczy, że mandatów nie wystawiają. Ale sposób, w jaki wykrywają przewinienia jest dla mnie tajemnicą, najczęściej komunikat (który też nie przerywa jazdy) pokazywał się w momencie, gdy policji nie widziałem na ekranie. To powoduje, że poza jazdą z klientami mało kiedy zwracałem uwagę na przepisy, jeździłem sobie śmiało nawet po chodnikach.
W Taxi Life: A City Driving Simulator nie ma rowerzystów, mimo obecności wielu kilometrów ścieżek rowerowych, więc nic nie stoi na przeszkodzie by i z nich korzystać.
Model jazdy i SI otoczenia to przecież najważniejsze rzeczy, które powinny błyszczeć w, przypominam, symulatorze jazdy po mieście. A tutaj poza ładnymi, dopracowanymi i posiadającymi dużo opcji autami mamy ujemne SI i uproszczone mechaniki. Mam co najwyżej naciągnięte jak plandeka na Żuku mieszane uczucia.
Niepokonany jak Gołota
Na osobny akapit zasługują statystyki naszego bohatera i pojazdów. Za aktywności w grze nasz bohater otrzymuje punkty doświadczenia i pieniążki. Te pierwsze umożliwiają rozwój naszej postaci. I to jest ok, bo możemy mieć mniejsze spalanie przy jeździe, dostawać więcej punktów doświadczenia za aktywności itp. Ale brakuje konkretów. Wolniej, szybciej, rzadziej to za mało.
Więcej można zrobić z pieniędzmi. Podstawa to utrzymanie naszego auta poprzez regularne tankowanie, dbanie o czystość i naprawy. A mi, gdy już przestałem się przejmować przepisami, naprawy zdarzały się co chwilę. Mało tego, zrobiłem crash testy. Wynik: auta nie da się bezpowrotnie zniszczyć, pasek schodzi do samego końca i tyle, w większości przypadków mogłem dalej jeździć i nawet obsługiwać klientów. Może lekko mniej płacili, ale nie było to odczuwalne. Ponadto, po samym aucie jak na to co wyczyniałem (wjeżdżanie w ściany i słupy) nie było widać adekwatnie zniszczeń. Ot lekkie wgniecenie z przodu, lekko podniesiona klapa i czasem pajęczyna na lampie. Przy okazji przetestowałem trochę fizykę. I tak słupy ze znakami padają jakby były z zapałek, a już sygnalizacja jest jak z betonu, bez śladu po zderzeniu czołowym.
Wracając jednak do wydawania pieniędzy. Poza utrzymaniem auta możemy je jeszcze dostosowywać. Tutaj jest mnogość opcji, kolorów, wzorów i dodatków. Są również części, które ulepszają pojazd. Możemy nawet wymienić skrzynię biegów (manualna na klawiaturze działa sympatycznie).
Osobną kwestią jest możliwość zbudowania swojej własnej firmy. Ta opcja odblokowuje się po kupnie drugiego wozu. Zyskujemy wtedy możliwość zatrudnienia pracownika, przydzielenia mu sektora dzielnicy, a także godzin pracy. I tutaj Taxi Life: A City Driving Simulator dostaje plusik. Każdy pracownik jest zdolny, ale leniwy, czyli ma jedną bardzo dobrą cechę (np. potrafi więcej zarobić) i złą (np. chorowity – w każdym tygodniu ma dni, w których nie pracuje). I trzeba się nieźle nakombinować, żeby wszystko dopasować na tyle dobrze, żeby wszyscy jeździli i na nas zarabiali. Przepływ pieniędzy jest w grze w ogóle niezbalansowany. Mandat za potrącenie? 200 euro, naprawa auta rozwalonego do zera? 180. Proste zlecenie? 400 euro. Wyzwanie? 1000 euro. Nie miałem ani przez moment poczucia wagi pieniądza.
Jak widzicie, z kasą jest co robić, ale rozwój postaci mógłby być bardziej rozbudowany.
Kocia muzyka
Jeśli dobrnęliście do tego momentu, możecie się domyślić, czy zaśpiewałem chociaż fragment piosenki wspomnianej na wstępie. Niestety, w obecnym stanie Taxi Life: A City Driving Simulator to bardziej kocia muzyka.
Gra miała potencjał, aby móc się stać unikatowym, relaksującym doświadczeniem. Na dziś stwierdzam, że gra jest zrobiona w połowie, jest bardziej wydmuszką niż gotowym produktem. Odbiór fajnych widoczków, super odwzorowanej dzielnicy Barcelony i w ogóle immersję psuje stan techniczny gry, szczególnie pod względem SI. Być może narażę się wydawcy, ale nie potrafię pomalować trawy na zielono, a chciałbym. Gra to taki symulator stereotypowego taksówkarza i jego spojrzenia na świat: wszyscy głupi, tylko ja jeżdżę najlepiej.
Plusy
- Pieczołowicie odwzorowane stare miasto Barcelony
- Szczegółowe modele aut i dużo możliwości ich dostosowania
- Angażujące zarządzanie pracownikami
Minusy
- SI pieszych, innych kierowców i policji
- Optymalizacja (spadki FPSów i doczytujące się obiekty)
- Atak klonów (modele pieszych i klientów) i ich animacje
- Nieprzyjemny model jazdy
- Brak odczuwalnego progresu
- Niezbalansowany przepływ pieniądza
- Brak poczucia konsekwencji łamania prawa
- Uproszczone mechaniki (mandaty, potrącenia)
- Drętwe rozmowy z klientami
- Praktyczny brak muzyki w radio
Taxi Life: A City Driving Simulator: miało potencjał, ale niestety na dziś jest wydmuszką. Ciekawego pomysłu, pieczołowicie odwzorowanej topografii dzielnicy Barcelony i modeli aut nie daje się przyjemnie poznać przez stan techniczny gry. – Mateusz Kaduk Kadukowski
Powiem od siebie, że z Mateuszem chcieliśmy polubić tę grę i wiązaliśmy z nią spore nadzieje jako kolejną propozycję w stylu powolnego i relaksacyjnego ETS.
Ja wymiękłem dużo szybciej, ale nadal widzę tu potencjał na poprawki i zrobienie z tego wyraźnie lepszej gry.
Szkoda, że twórcy nie poszli we wczesny dostęp i normalniejszą cenę, albo nie naprawili choćby przed premierą najbardziej krytycznych błędów AI czy kiepskiego progresu rozgrywki.