O Testament: The Order of High Human pisałem już opisując wrażenia z wersji demonstracyjnej, którą testowałem na Steam Decku. Już wtedy wyrażałem dość mocne zaniepokojenie jakością produkcji. Z pewną dozą ostrożności podjąłem się sprawdzenia finalnego produktu, który trafił już do sprzedaży na Steam i niestety – nie dość, że wraz z rozwojem historii rozgrywka jest coraz bardziej irytująca, to dodatkowo ilość błędów zupełnie niszczy znikomą przyjemność z gry.
Dla przypomnienia – mamy tu do czynienia z produkcją, która próbuje garściami czerpać z gatunku gier RPG akcji i jednocześnie próbuje wyróżnić się elementami metroidvanii. Na każdym jednak polu zawodzi u samych podstaw. Testament: The Order of High Human to niesamowicie męcząca i irytująca produkcja, w którą grałem chyba za karę.
Historia początkowo jest dość niejasna i nawet intrygująca, jednak bardzo szybko popada w banał i zupełnie nie trzyma przy ekranie. To prosta fabuła oparta o motyw zdrady, zemsty i ratowania świata, w której bardzo często wysłuchujemy nudnych monologów głównego bohatera i od czasu do czasu spotkamy na naszej drodze postacie poboczne. Dialogi są bardzo drętwe i nie ma możliwości ich przewijania. Doprowadziło mnie to do niemałej furii, kiedy musiałem wysłuchiwać je po raz kolejny, bo Testament: The Order of High Human postanowił się zepsuć i uniemożliwił mojej postaci ruch w innym kierunku niż do tyłu. I tak parę razy w różnych, losowych miejscach.
Starałem się jednak skupić na samej rozgrywce i dać jej szansę. Zwłaszcza, że to projekt zrealizowany przez bardzo mały, 15-osobowy zespół, nad którym pracowali przez 6 lat. Niestety trzeba mierzyć siły na zamiary, bo podjęcie się tak ambitnych zasad rozgrywki bez odpowiedniego doświadczenia i budżetu możne oznaczać małą katastrofę. Miałem cichą nadzieję, że Testament: The Order of High Human ostatecznie okaże się grą przyzwoitą, w której braki będzie można zaakceptować i mimo to cieszyć się wykreowanym światem czy system walki – nic bardziej mylnego.
Od pierwszych chwil wirtualnej podróży widać, że przedstawiony świat jest niezwykle generyczny i pozbawiony nawet dozy zaskoczenia. Tereny, które przemierzamy, wydają się być bardzo znajome i można odnieść wrażenie, że widzieliśmy je w dziesiątkach innych tytułów. Co gorsza, całość jest niezwykle liniowa i zupełnie ograniczająca poczucie swobody i eksploracji. Niemal przez całą rozgrywkę idzie się tu jak po sznurku, a zazwyczaj największą nagrodą za dociekliwość jest jedynie najzwyklejsza mikstura zdrowia i many. Szumnie zapowiadane elementy gatunku metroidvanii są tu niemal niewyczuwalne i poza oskryptowanymi momentami nawet nie można skorzystać z wielu odblokowanych umiejętności.
Za mgłą czai się tylko wirtualna ściana
Walka w demie mnie po prostu nużyła, jednak w pełnej wersji zmieniło się to w irytację. Rozgrywka przypomina niekończące się starcia z hordami przeciwników, którzy biegną prosto pod ostrze miecza lub stoją odwróceni plecami i czekają, aż zaszlachtuje się ich po cichu. Od czasu do czasu wspomagamy się łukiem i magią, co nieco urozmaica rozgrywkę, zwłaszcza po odblokowaniu ulepszeń dla postaci. Toporność jednak wylewa się z ekranu, bo ciosy sprawiają wrażenie niezwykle słabych i niezdarnych, a możliwość uniku regeneruje się zdecydowanie za długo. Kiedy wrogów na ekranie jest więcej to walka jest istną mordęgą, a często dziwaczne decyzje projektowe sprawiają, że dochodzi do absurdalnych sytuacji. Przykładowo nie raz znalazłem się miejscu, w którym zabrakło mi strzał, a musiałem mierzyć się z przeciwnikami, do których nie dało się nawet dotrzeć.
Kolejnym przerywnikiem rozgrywki są proste zadania logiczno-platformowe, które nie powinny stanowić najmniejszego wyzwania. Tutaj wielokrotnie zostałem pokonany przez zupełnie nieprecyzyjne skoki. Zagadki przypominają rozwleczone do granic możliwości świątynie z The Legends of Zelda, w których wykonujemy pod rząd kilkanaście razy bliźniaczą czynność. Po jednej 20-minutowej sesji miałem ochotę wywalić Testament: The Order of High Human z dysku twardego.
I takie wrażenie towarzyszyło mi niestety przez absolutnie większą część rozgrywki. Pomimo wizualnej wtórności nawet spodobała mi się oprawa graficzna, a sama optymalizacja jest dość przyzwoita. Co z tego, skoro gra jest męcząca, nudna i nie wnosi nic do gatunku? Nie twierdzę, że to produkcja całkowicie zła – jeśli masz dużą tolerancję na powtarzalność i toporność to być może będziesz w stanie czerpać z niej nieco radości.
Testament: The Order of High Human: Ogromny zawód i bardzo słabe wykonanie ubrane w solidną oprawę wizualną. Produkcja jest grywalna na Steam Decku na podstawowych ustawieniach graficznych w 30-40 FPS z lekkimi przycinkami. – Gaming Mode