Gatunek gier akcji z elementami RPG w otwartym świecie to mocno wyeksploatowany temat, w którym nieczęsto znajdziemy ciekawe i oryginalne rozwiązania. Większość produkcji opiera się na checkliście z powtarzalnymi aktywnościami i prostymi zadaniami głównymi, które pomału popychają fabułę do przodu. Omawiany dziś Atlas Fallen wykazuje całkiem sporo charakteru i przede wszystkim ma pomysł na siebie. Dzięki uprzejmości wydawcy otrzymałem możliwość sprawdzenia wersji na PC, którą również odpaliłem na Steam Decku – w dalszej części tekstu opowiem o tym jak gra śmiga na przenośnym urządzeniu od Valve.
Recenzja Atlas Fallen na PC i Steam Decku – dostępna w 4K!
Za Atlas Fallen odpowiada studio, które ma na swoim koncie m.in. dwie części udanego The Surge, a także solidne Lords of The Fallen stworzone wspólnie z polskim City Interactive. Wspomniane tytuły celowały bardzo mocno w gatunek soulslike korzystając w większości z najpopularniejszych mechanik, z których słyną gry od FromSoftware. Tym razem jednak postawiono na dużo dynamiczniejsze starcia, ogromną wertykalność eksploracji i otwarty świat.
[steam item = 1230530]
Na średnim poziomie trudności produkcja potrafi czasem dać popalić, ale na szczęście tym razem możemy zarówno obniżyć, jak i jeszcze bardziej podnieść poziom wyzwania. W Atlas Fallen mamy do wyboru trzy stopnie trudności, które da się zmienić w dowolnym momencie. I tu mega fajna ciekawostka – grę od początku do końca można przejść w trybie kooperacji z drugim graczem, a każda z osób ma możliwość indywidualnego dostosowania stopnia skomplikowania rozgrywki pod siebie. Do walki, która odgrywa tu absolutnie kluczowa rolę wrócę za chwilę, a teraz opowiem parę słów o tym czego można spodziewać po grze.
O fabule w Atlas Fallen słów kilka…
Po króciutkim prologu pokazującym zalążek świata i rysy fabuły przenosimy się do właściwej zabawy i rozpoczynamy ją od stworzenia swojej postaci. Kreator jest bardzo prosty i pozwala jedynie na kosmetyczną edycję twarzy, wybór płci, koloru skóry czy typu włosów. Modele nie należą do najpiękniejszych, ale raczej tutaj to drugorzędna sprawa – zawsze później można założyć hełm 🙂. Moja postać wygląda trochę jak nieznana córka Micheala Jacksona.
Początkowo gra daje nadzieję na dość mroczną i intrygującą historię. Zaczynamy jako pracownik obozu zarządzanego przez tyrana – za niewielkie przewinienia można tu zostać skróconym o głowę, a dodatkowo w tle mamy wizję postapokaliptycznej burzy piaskowej i krwiożerczych potworów. Podobnie jak reszta ekipy jesteśmy tu bezimiennymi – ludźmi o tak niskim statusie społecznym, że nie zasługują nawet na noszenie własnego miana – w przeciwieństwie do strażników czy wspomnianego wcześniej zarządcy. Czuć tutaj ułamek Gothica, zwłaszcza, że w tle unosi się przypominająca go świetna i bardzo dostojna muzyka. Animacje postaci oraz sposób prowadzenia dialogów również trochę zalatują tym niemieckim RPGiem.
Wysłani na ryzykowną pogoń za złodziejem bardzo szybko trafiamy na magiczną rękawice, która będzie motorem napędowym tej opowieści. Co ciekawe, artefakt ma swój własny głos i niczym w niesławnym Forspoken będzie przewodnikiem po świecie gry, a także w pewnym sensie narzędziem zagłady. Szybko dowiadujemy się, że nasz nowy nabytek odegrał kiedyś ogromną rolę w historii wykreowanego świata i również tym razem będzie kluczem do uratowania ludzkości. Jak łatwo się domyślić, rękawica początkowo posiada tylko ułamek swoich możliwości i wraz z rozwojem fabuły stanie się coraz potężniejsza i bardziej użyteczna.
Opowieść prowadzona jest w mocno liniowy sposób, choć prawie zawsze do wyboru jest kilka ścieżek dialogowych. Te nie są porywające, a dodatkowo podłożone głosy bywają raczej przeciętne. Na szczęście nie irytują, co jest już pewnym osiągnięciem. Czar mrocznej historii szybko opada i ostatecznie otrzymujemy mało oryginalne i przewidywalne fantasy, tworzące raczej rolę tła dla prawdziwego mięsa, którym są tu liczne potyczki i dynamiczna eksploracja świata.
Utrzymaj swoje Momentum
Główny element systemu walki to wspomniana wcześniej Rękawica, która jest podstawowym źródłem mocy i wyposażenia postaci. Atlas Fallen stawia na agresywne i ryzykowne starcia. W grze istnieje statystyka Momentum, która wzrasta z każdym kolejnym trafieniem. Zapełniając jej kolejne paski odblokowujemy coraz to silniejsze ataki, ale przy tym nasz bohater staje się dużo bardziej podatny na obrażenia. Zmusza to trochę do znalezienia odpowiedniej równowagi i aktywnego dostosowywania swojego podejścia do walki, choć w większości przypadków starałem się wykorzystać nagromadzone Momentum przy pierwszej lepszej okazji.
Gra oferuje tryb kooperacji online dla dwóch graczy, pozwalając przejść przez całą kampanię we dwójkę, a co więcej – gracze mają możliwość łączenia zdolności postaci, aby wywołać spektakularne ataki zespołowe.
W Atlas Fallen mamy dostęp tylko do trzech broni, z czego jednocześnie skorzystamy tylko z dwóch. Nie jest to powalająca ilość, ale twórcy zadbali o spore możliwości modyfikacji rozgrywki. W miarę postępów odkrywamy nowe zdolności, a także spotkamy liczne Kamienie Esencji, które oferują specjalne efekty i ataki, zarówno ofensywne, jak i defensywne. W całej grze znajdziemy ich ponad 150, więc możliwości kombinacji są ogromne. Nie są to proste poprawki statystyk, a często naprawdę spektakularne ciosy.
System walki, uników i kontr trzeba dostosować do przeciwników, bo każdy rodzaj ma unikalne słabe i mocne strony. Jednego zaszlachujemy szybko odskakując od jego ataków, kolejny ma serię mocnych ciosow, które trzeba odbić, a do innego przykładowo trzeba doskoczyć i ubić w powietrzu.
Więksi przeciwnicy mają ciała podzielone na poszczególne części – te oznaczone na czerwono trzeba zniszczyć, aby ich pokonać, jednak jeśli wcześniej uszkodzimy opcjonalne elementy to otrzymamy większą szansę na lepszą nagrodę. Działa to całkiem fajnie, jednak system blokowania kamery na poszczególnych wrogach lub wspomnianych wcześniej częściach ciała nie zawsze działa idealnie i w połączeniu z dynamiczną kamerą wprowadza trochę chaosu.
Atlas Fallen to nie do końca klasyczny open world
Zdecydowanie bardziej niż niewielka ilość broni wadzi tutaj bardzo mała różnorodność przeciwników. Mam wrażenie, że w tle przewija się może 6 rodzajów wrogów, raz w mocniejszych, a raz w słabszych wersjach. Największym zawodem okazali się dla mnie jednak bossowie – nie ma ich wielu, a praktycznie każdy napotkany to silniejsza wersja standardowego przeciwnika, no może z dodatkowymi atakami.
Tutaj też warto wspomnieć, że Atlas Fallen nie jest kolosem. Mapa nie jest gigantyczna i przemierza się ją bardzo szybko i przyjemnie. Nasz bohater może dosłownie surfować po piasku i skakać na spore odległości. Świat jest też bardzo wertykalny – do wielu miejsc trzeba się wspiąć. A jest do czego, bo znajdziemy tu mnóstwo sekretów i znajdziek, w tym oczywiście Kamienie Esencji. W grze jest też prosty system craftingu, gdzie z pomocą znalezionych ziół, grzybów czy innych dupereli poprawimy statystyki ekwipunku.
Na swojej drodze trafimy też na coraz to lepsze pancerze, które również można dodatkowo ulepszać. Oprócz fabularnych misji czeka na nas sporo zadań pobocznych, ale brakuje im polotu i zazwyczaj nie wychodzą poza schemat przynieś, wynieś, pozamiataj.
Ogólnie jest co robić, ale bez przesytu. Myślę, że większość osób skończy grę w mniej więcej 12-14 godzin skupiając się na głównym wątku, a miłośnicy czyszczenia mapy przepadną na jakieś 20. Tak skondensowana formuła, w sumie rzadko spotykana w produkcjach z otwartym światem, w tym przypadku zdaje egzamin. Nawet pomimo oczywistych braków, małej różnorodności przeciwników i nie do końca porywającej fabuły nie męczy i nie nudzi.
Wydajność i jakość oprawy graficznej w Atlas Fallen
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, jest naprawdę nieźle. Pomijając nieco drętwe animacje postaci podczas dialogów, oprawa wizualna robi bardzo dobre wrażenie. Fantastycznie prezentuje się burza piaskowa, znakomite efekty specjalne i ogólnie oświetlenie. Nie jest to może gra, która zrywa czapki z głów pod względem grafiki, ale prezentuje się naprawdę ładnie i estetycznie.
Pomimo, że akcja dzieje się na pustyni, twórcy zadali sobie trud, aby świat był wystarczająco różnorodny i kolorowy. Wydajność jest solidna i nawet pomimo szybkiego surfowania po piasku nie ma tu praktycznie przycinek. W wersji przedpremierowej zaobserwowałem niewielkie problemy z doczytywaniem się tekstur pojedynczych obiektów, zwłaszcza napotkanych skrzyń. Troszkę przeszkadzał mi też zasięg rysowania roślinności – według informacji, które uzyskałem, twórcy już pracują nad poprawą tego elementu.
Muszę jeszcze wspomnieć o dwóch sprawach – po pierwsze, gra nie lubi się z dynamicznym odświeżaniem ekranu i dopiero po uzyskaniu pełnych 30, 60 lub 120 FPSów generuje płynny obraz. Po drugie – mamy tu wsparcie skalowania rozdzielczości z pomocą AMD FSR 2, jednak z niewiadomych mi przyczyn nie można go modyfikować ręcznie, a zastosowana została tylko dynamicznie skalowana rozdzielczość, która nie działa idealnie.
Czy warto zagrać w Atlas Fallen na Steam Decku?
Atlas Fallen ogrywałem głównie na komputerze, ale spędziłem też kilka godzin na Steam Decku. Sprawdziłem wszystkie dostępne ustawienia i po dłuższych testach zablokowałem płynność w SteamOS na 30 klatek. W mniej zatłoczonych miejscach można celować w 40, jednak nawet po ustawieniu absolutnego minimum wydajność podczas dynamicznych starć i w miasteczku potrafi spaść poniżej 30 FPSów. Są to jednak na tyle incydentalne sytuacje, że moim zdaniem nie przekreślają tytułu na Steam Decku, zwłaszcza, że opóźnienia w sterowaniu nie są duże i nie miałem większych problemów z ubiciem trudniejszych bestii.
Z detalami nie poszalejemy – efekty postprocessowe można dostosować pod siebie, bo niemal nie wpływają na płynność, a poza tym polecam ustawić średnią jakość tekstur i całą resztę na minimum. Włączyłem też agresywne skalowanie rozdzielczości z AMD FSR 2, jednak nie zauważyłem dużego wzrostu liczby klatek, a ostrość obrazu była bardzo podobna do natywnej. Nie jestem pewny czy ta funkcja działa w pełni prawidłowo, zwłaszcza że korzystam z wersji przedpremierowej.
Jeśli zablokujecie liczbę klatek zgodnie z moimi radami to powinniście uzyskać około 2. godzin rozgrywki na jednym ładowaniu. Co ważne, przed włączeniem gry jesteśmy zapytani czy uruchomić Atlas Fallen, czy wybrać tryb DirectX 12 – na Steam Decku działa tylko ta pierwsza opcja i kryje się pod nią nakładka Vulkan.
Napisy oraz interfejs są czytelne, choć nieco małe i niestety w opcjach nie znalazłem możliwości zmiany rozmiaru czcionek. Gra oczywiście ma pełne wsparcie dla kontrolera i na szczęście zapisy w chmurze – dzięki temu wygodnie przeskakiwałem miedzy rozgrywką na PC, a Steam Decku.
Podsumowując…
Atlas Fallen to bardzo fajna, choć nie wybitna gra akcji. Walczy się ogólnie świetnie, a możliwości dostosowania broni sprawiają sporo frajdy, podobnie jak szybkie ślizganie się po piaszczystych terenach. Świat gry nie jest przesadnie rozdmuchany i wynagradza eksplorację. Fabuła choć zawodzi, to nie przeszkadza, ale trzeba trochę ponarzekać na średnie dialogi, powtarzalnych wrogów, nieco szaloną pracę kamery i nie do końca precyzyjne sterowanie.
Atlas Fallen: Bawiłem się tu naprawdę dobrze i jeśli wy szukacie ciekawego slashera, którego dodatkowo można ogrywać z drugą osobą poprzez sieciową kooperację to Atlas Fallen jak najbardziej polecam. – Gaming Mode